Do hotelu dojechaliśmy shared taxi - cena nie była powalająca:-\ na szczęście nasz hotel leży w zasięgu spacerowym od centrum więc wybraliśmy się na zwiedzanie.
Zaczęliśmy od poszukiwań informacji turystycznej/firmy organizującej trekkingi. W jednym bardzo miła pani/pan? Pomogła nam zorganizować to co chcieliśmy - jutro kurs gotowania za miastem, pojutrze taxi na cały dzień (w planach ogród orchidei i motyli, królestwo tygrysów, Doi Suthep i jeśli damy radę ogród botaniczny) a w poniedziałek trekking po dżungli z prywatnym przewodnikiem.
Kolejnym etapem był posiłek - dziś kuchnia uliczna (różne dania curry z makaronem, sticky rice with mango, owoc chlebowca, woda z kokosa oi koktajle owocowe), całkiem niezłe, pomijając danie Grzesia (obstawiamy że była to skrzepnięta krew pokrojona w kostkę w sosie curry).
Sticky rice z mango |
Posileni mogliśmy dalej spacerować, oglądać świątynie i wczuwać się w klimat miasta :-) Tu podoba mi się bardziej niż w Bangkoku :-)
W ramach dbania o siebie wybraliśmy się na masaż. Mnie masowała/masował? szefowa. Miało być plecy szyja i ramiona, ale to chyba określenia orientacyjne, wygnieciona jestem po całym tyle- od stóp do głowy + twarz + obie ręce. A wszystko to za ok. 30 PLN :-)
Na koniec dnia jeszcze spacar przez nocny bazar, małe co nieco i czas spać :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz