Z ciekawostek podróżniczych. Z Ao Nang wracaliśmy do Krabi shared taxi. Wydawało nam się, że wsiadając we czwórkę zapełniliśmy ją do końca, ale po nas wsiadła pani obfitych kształtów, zmieściła się wzbudzając nasze zaskoczenie (fakt że jeden z panów stanął na schodku żeby to się udało). Kolejne 6 osób, w tym część z walizkami, przyjęliśmy ze spokojem i tylko z lekkim niedowierzaniem :-) na szczęście mieliśmy miejsca siedzące.
Do Bangkoku wracaliśmy autobusem klasy VIP (bo kto nam zabroni zaszaleć, w końcu był tylko o 40 pln droższy od zwykłego). Chyba zwykły autobus u mnie wygrał. Tu niby siedzenia szersze, i bardziej się mogą rozłożyć, ale... przy okazji zgnieciemy nogi osoby siedzącej za nami, czyli i tak zostaje pozycja półsiedząca. Na dodatek raczej siedzenia dostosowane są do osób niższych. Żeby było jeszcze przyjemniej w autobusie całą podróż śmierdziało starą toaletą publiczną, taką rzadko sprzątaną :-\ Umęczyłam się.
Do Bangkoku dotarliśmy koło 5 rano. Postanowiliśmy przejechać się autobusem miejskim - znów musiałam walczyć z chorobą lokomocyjną :-\
W Bangkoku koło 35 C. Postanowiliśmy wybrać się do muzeum narodowego licząc, że będzie tam chłodniej ze względu na eksponaty. Przeliczyliśmy się :-)
Muzeum narodowe w Bangkoku |
Rydwan wykorzystywany do obchodów pogrzebowych |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz