czwartek, 19 lutego 2015

Na Ko Lantę

Chiński Nowy Rok
Dzień wyjazdu z Bangkoku nie był najlepszy. Zaczęło się od śniadania. Najpierw nie było gdzie usiąść, później okazało się że większość półmisków jest pusta, a o kawę musieliśmy prosić 3 razy... to tyle jeśli chodzi o luksusy :-)


Ze względu na paskudny upał  i moje złe samopoczucie postanowiliśmy się rozdzielić. Karolina z Marcinem pojechali do Chinatown, a ja i Grześ wybraliśmy się do pobliskiego centrum handlowego posiedzieć w klimatyzowanym wnętrzu, żeby po 2 h zabrać bagaże i podjechać na Khao San (skąd mieliśmy wyruszyć). O 14 wzięliśmy taxi zamówione przez hotel, teoretycznie jechał na taksometrze, ale przewiózł nas okrężną drogą przez korki wiec i tak kosztowało nas to 200 THB :-\

W biurze kazali nam być już na 16:20 po to tylko żebyśmy spokojnie sobie poczekali, później spacer z plecakami i znów czekanie na busa. Ostatecznie koło 17:30 dotarliśmy na dworzec autobusowy, gdzie okazało się, że autobus do Krabi odjeżdża o 18:50 :/


Podróż szczęśliwie minęła bez większych atrakcji. Mieliśmy przerwę na posiłek (w cenie biletu) - wodnisty kleik ryżowy, do którego można było sobie wrzucić jajko, przesmażoną cebulę, rybkę smażoną w głębokim tłuszczu z chilli i jakieś intensywnie czosnkowe warzywo - ogólnie średnie.

Największe zaskoczenie czekało nas w Krabi gdy okazało się że na Ko Lantę nie płyniemy promem (jak mówili w biurze) tylko jedziemy minibusem... a niby za prom dopłacaliśmy. Następnym razem organizuje to sama.

Widok na miasto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz